17.11.11, 19:18
Rozmowa z Ewą Drzyzgą (dziennikarką TVN, prowadzącą "Rozmowy w toku") w związku z Ogólnopolskim Turniejem Tańca Sportowego Pląs 2011, który odbył się w Krakowie w październiku br.
Rozmowa z Ewą Drzyzgą (dziennikarką TVN, prowadzącą "Rozmowy w toku") w związku z Ogólnopolskim Turniejem Tańca Sportowego Pląs 2011, który odbył się w Krakowie 15 i 16 października br. Turniej organizowany był przez Małgorzatę Igielską (trener i właścicielka Centrum Tańca M.I. oraz Klubu Tańca i Tańca Sportowego „PLĄS”, sędzia tańca sportowego Polskiego Towarzystwa Tanecznego).
Natalia Mróz: W każdej kulturze taniec odgrywa ważną rolę, niekiedy jako tłumaczenie zjawisk w przyrodzie, jako praktyki religijne, lecznicze, oznaki radości, czy po prostu nośnik kultury, jak w przypadku tańców ludowych. Podróżowała Pani do wielu miejsc, czy często spotykała się Pani z tańcem i jeśli tak, jakie znaczenie tańca mogła Pani zaobserwować?
Ewa Drzyzga: Takie pierwsze miejsce związane z podróżami i tańcem, które teraz przychodzi mi na myśl, to Hiszpania i flamenco. Miałam okazję pierwszy raz zobaczyć ten taniec w dość nietypowych warunkach, na zbudowanej naprędce podłodze z desek, na plaży. W ciągu dnia wykonawcy prowadzili bar plażowy, gdzie można było zjeść coś szybkiego: sałatki, ryby, lody, a popołudniem chowali się za taką malutką kurtynką i zaczynało się! Malowanie, nakładanie tysiąca barw na twarz, przebieranie w te charakterystyczne stroje. Upał był przecież niemiłosierny, jak to na plaży – 30, 40 stopni, a oni - zabudowani od góry do dołu. I to był taniec ludzi z pasją, autentyczny. Nie mogliśmy oderwać od nich oczu. To taka reminiscencja z podróży, natomiast z tym, o czym dzisiaj rozmawiamy, czyli z wartościami, które można przekazać dzieciom właśnie przez taniec, wiąże się inna jeszcze przygoda z podróży. Całkiem niedawno byłam w Kambodży i odwiedziłam taką grupę taneczną Taini Toons. To jest grupa założona przez Khmera, który urodził się w obozie dla uchodźców w Tajlandii i nigdy nie odwiedził swego kraju jako dziecko, bo rodzice zabrali go od razu z tego obozu do Stanów Zjednoczonych i tam dorastał. Wtedy dostał się do gangów młodzieżowych i trafił do więzienia, skąd został deportowany do Kambodży. I tak po raz pierwszy zjawił się w swoim kraju. Mógł oczywiście kontynuować swoją ścieżkę, którą zaczął w Ameryce - miałby co pokazać tym młodym, w złym kontekście oczywiście. Natomiast on zrobił coś fenomenalnego. Nie wiem jakim cudem, ale zdobył pieniądze i otworzył świetlicę. Dzisiaj jest to właściwie cała sieć takich miejsc, łącznie gromadzą około pięciu tysięcy dzieci, które mogą tam chodzić na lekcję angielskiego, ale przede wszystkim tańczą. To niezapomniany widok: maluszki z tornistrami, które przyszły się tam uczyć, obok tych starszych - 16, 17-latków trenujących kolejny układ taneczny i wszyscy tworzyli jedną, wielką rodzinę. Okazuje się, że można zrobić coś dla tych dzieci, dla których perspektywa jest bardzo kiepska. Są to dzieci prostytutek, mafiosów, drobnych przestępców. Dzieci, które mieszkają w slumsach. Taniec może być dla nich alternatywą.
NM: Opowiadała Pani o swoich wspomnieniach z podróży, a jakie są Pani osobiste skojarzenia z tańcem? Podobno jako dziecko marzyła Pani o tym, żeby zostać baletnicą.
ED: To był taki chwilowy przebłysk, typowe chyba dla dziewczynek marzenie, żeby stanąć na puentach. Ale to byłaby gehenna. Patrząc dzisiaj na moje zdjęcia z dzieciństwa, to taki pączuszek na puentach by się raczej nie utrzymał. Do baletu trzeba mieć jednak odpowiednią budowę, predyspozycje. Teraz myślę więc, że dobrze się stało, bo nie wpadłam w kierat jakichś dramatycznych ćwiczeń, pilnowania diety. Natomiast jeżeli chodzi o taniec towarzyski, to jak już mówimy o stereotypach, jak każdy przed maturą zapisałam się na kurs tańca na Kazimierzu, żeby na studniówce umieć zatańczyć poloneza.
NM: Teraz z perspektywy czasu, mówi Pani o balecie, że „na szczęście” to marzenie się nie spełniło, a często jest tak, że rodzice próbują swoje niezrealizowane marzenia przełożyć na swoje dzieci. Czy nie chciała Pani zaszczepić w swoich synach tego zapału do tańca?
ED: Jeśli chodzi o balet, to absolutnie nie. Staszek jest umysłem ścisłym raczej, ale ponieważ ruch to jest podstawa u dzieci, więc postawiliśmy w jego przypadku na gimnastykę. Jeżeli chodzi o młodszego – Ignasia, to on faktycznie czuje muzykę każdym nerwem, i będę się temu bacznie przyglądała. Znam relacje rodziców, którzy są oczarowani zajęciami u pani Małgosi Igielskiej, i mówią, że jeżeli tylko dziecko czuje taniec, trzeba natychmiast posyłać je do pani Małgosi, bo ona potrafi z niego wydobyć ukryty talent. Póki co, Ignaś zajmuje się piłką nożną i kung-fu , które na tym etapie jest bardziej gimnastyką ogólnorozwojową, ale nazwą przyciąga zainteresowanie dzieci. Tak na marginesie, jak powiedziałam, że idę na rozmowę o tańcu, i że potem będę na turnieju tańca, to obu oczka się zaświeciły…
NM: Na ile produkcje telewizyjne, takie jak „Taniec z gwiazdami”, czy „You Can Dance” mogły wpłynąć na wzrost popularności tańca, który obecnie da się zauważyć?
ED: Wciąż powstaje wiele nowych miejsc, których nie byłoby, gdyby nie te programy. Rynek rodzi takie zapotrzebowanie, ludzie przychodzą do takiej czy innej szkoły tańca, pytają i dowiadują się, że miejsca są już zajęte, więc szukają dalej. Dzięki temu tworzą się nowe miejsca i nowe grupy. Ja jestem jak najbardziej za tym, żeby takie miejsca nie tylko powstawały, ale żeby je jak najdłużej utrzymać. Zdaję sobie z tego sprawę, że być może kiedyś ten jeden i drugi program się skończą, ale to nie znaczy, że należy wtedy zamknąć te miejsca, które na fali tych programów powstały. Nie można pozbawić dzieci szansy na dodatkowe zajęcie, które jest dla nich atrakcyjne, które zajmuje im czas, odciąga ich od rzeczy, które są dla nich niebezpieczne. Po co ma siedzieć przed komputerem i bez końca grać, kiedy może być z ludźmi, cieszyć się ze swoich mniejszych czy większych sukcesów w realu.
NM: Czy gdyby zaproponowano Pani udział w „Tańcu z Gwiazdami” zgodziłaby się Pani? Czy może już taka propozycja padła?
ED: Kiedyś w moim programie gościłam Piotra Galińskiego, który został później jurorem w „Tańcu z Gwiazdami”. W pewnym momencie zupełnie spontanicznie wstał ze swojego miejsca eksperta, wyskoczył na środek, porwał mnie do tańca, po czym powiedział: „Całkiem nieźle ci idzie, dziewczynko”. Także, jakby co, to mam rekomendacje, ale oczywiście to są tak tajne sprawy, że nie mogę nawet zdradzić czy dostałam zaproszenie do udziału w programie. Niech to pozostanie w sferze domysłów naszych widzów.
Rozmawiała Natalia Mróz